hipoterapia w padaczce



Dzisiaj chciałem wam troszkę opowiedzieć o hipoterapii, ostatnio udało się nam załapać na darmowy program, czyli 25 spotkań każde po 30 min z koniem. Wcześniej tylko z TV słyszałem o tej formie terapii dzieci niepełnosprawnych. Jakoś wydawało mi się, że w tym naszym grajdołku nie ma takiej formy pomocy. Dzisiaj gdy już mamy 20 wizyt za sobą troszkę mogę wam opisać o tym jaki wpływ na naszego ukochanego epileptyka ma hipoterapia. Na początku otrzymaliśmy ankietę,  w której znajdowały się informacje o przeciw-wskazaniach do hipoterapii. W sumie jest ich nie wiele, tj. uczulenie na sierść konia oraz nie uregulowana padaczka. Martyna potrafi dostać napad bez zapowiedzi mimo, że bierze trzy leki na epilepsje, więc pomyślałem, że jest ryzyko ale co tam spróbujemy. Po pierwszej wizycie oświadczyłem rehabilitantce, że będę szczęśliwy jak Martynka wejdzie na konia nawet na ostatnim spotkaniu. Nie bała się konia, czesanie grzywy na moich rękach wchodziło w rolę albo wyprowadzanie konia na smyczy tj. lejcu. Jednak zainteresowanie było jakieś 10 minutowe a wejście na konia (zapomnij). Jednak 6-ta wizyta była przełomem, Martyna jechała na koniu. Niesamowite uczucie rodzica, który ponownie stracił nadzieje, że coś może się udać. Jako dobrze poinformowany optymista czasami bywam zaskoczony, bardzo miłe są takie niespodzianki. Dzisiaj wszędzie widzi koniki, na obrazkach w puzlach itd. Systematycznie próbuje dosiadać naszego psa hi hi. Jazda na koniu trwa 30 minut, a po tym czasie i tak nie chce zsiadać z niego.  Widoczne dla nas są efekty to okazywanie uczuć. Martynka zaczęła się do nas przytulać, stała się całuśna, w obecnej chwili cały czas nadrabiamy ten stracony czas  czas, bo wcześniej nie potrafiła okazywać nam uczuć, mimo że tuliliśmy ją non stop. Teraz czas darmowych spotkań dobiega końca, będzie trzeba skombinować troszkę kasiory, bo z tej formy terapii na pewno nie zrezygnujemy. Pozdrawiam i polecam hipoterapie jak nic wcześniej.